niedziela, 12 kwietnia 2015

Disaster.

Jak powinnam się przywitać po prawie półtorarocznej przerwie?
Jak uprzedzić, przed tym jaka ta notka będzie długa?
Jak opowiedzieć Wam o tym jak moje życie się zmieniło?
Jak powinno to do mniej samej dotrzeć?

Chyba tak...

...................Maaaaatko Święta! Padam na twarz!

Słowa, które wypowiadałam przez cały sierpień i wrzesień, kiedy pracowałam w sklepie spożywco-prasowym na lotnisku.Szesnaście godzin dziennie czasami kilka dni pod rząd. Ajent sklepu zbankrutował i prosił o pomoc mnie i jeszcze parę osób... to pomagaliśmy, a wypłata za wrzesień miała być w styczniu. Jakieś 1600 zł. Jeszcze nie dostałam. Pewna Pani dowiedziała się, że tam będę kończyć pracę to zaproponowała mi od października u siebie w restauracji. Super. Za mieszkanie będzie jak zapłacić, za szkołę też.
Mieszkałam wówczas ze swoim chłopakiem, tym, z którym jestem już 4,5 roku.
10 godzin dziennie tym razem na lotnisku, ale lżejsza praca.

Doobra. Mamy 16 października i w końcu wolne. Ani szkoły na weekend, ani pracy, jadę do domu zobaczyć się z przyjaciółką i dosłownie urżnąć. (Jeżeli chodzi o dietę w tamtym czasie to była kawa, energetyki i szybkie jedzenie, traciłam ciągle przez prace i brak czasu na wadze).
Po tym wieczorze budzę się u koleżanki i ciężko mi się poruszać. Całe plecy bolą i żuchwa. Myślałam, że musiałam bardzo źle spać, idzie przeziębienie i ósemki mi się przebijają.

Wrocław ponownie i praca, coraz gorzej się czuję, nogi mnie bolą, plecy, żuchwa i stany podgorączkowe. Biorę różne przeciwbólowe i przeciwgorączkowe, pomagają ale chwilowo. Chodzę dalej do pracy gdzie już nawet się schylić nie mogę. Szefowa się denerwuje, ale każe mi iść do lekarza na lotnisku. "Grypa". Okej, przepisany antybiotyk. Leżenie w łóżku i żadnej różnicy, chłopak pomaga mi wstać do łazienki, wejść do wanny, umyć się, napić.. Waga leci, ja nie umiem chodzić, podnieść kubka z wodą..Ale! Kilka dni i poprawa. Wracam do pracy, jest ok kilka godzin i nagle koniec.. gorączka, ledwo się schylam, ledwo siedzę, ledwo myślę.. Dostaje wypłatę do ręki, wzywam taksówkę i jadę na Szpitalny Oddział Ratunkowy z chłopakiem. Tak wyglądał mój ostatni dzień w pracy.

Pobieranie krwi, badania i mój krzyk i płacz przy każdym poruszeniu. Gorączka około 40 stopni. Godzina 18. Czekanie.. Czekanie.. Lekarze mówią, że nikt mnie nie przyjmie bo nie ma reumatologa. Ja znowu płacz, a oni mówią by przyjść jutro. Nie, mówię im, że jak wyjdę to umrę, Wyniki (nie wiem czy się orientujecie) CRP 300, reszty nie pamiętam. Każą czekać, ale już zmartwieni, mówią że mnie przyjmą, dostaje kroplówkę i odlot.. budzą mnie o 2 w nocy. Sanitariusz z wózkiem inwalidzkim i w końcu zostaję przyjęta.
Nie wiem czy przeżyłam większy strach.. dwa tygodnie w szpitalu spędziłam na wózku, nie umiałam chodzić, a kiedyś się bałam, że przytyję pół kg.. 6 kroplówek dziennie, różnorakie badania i szukanie by zdiagnozować. W końcu. "CHOROBA STILLA" Mój układ odpornościowy niszczy tkanki miękkie. Super, Świetnie. Mogę do domu?
Nie, ponieważ będzie chorować do końca życia Pani, ale chcemy by się polepszyło. Wlewy sterydów. Yaaay! Nie mam gorączki i stanęłam na nogi. Z kroplówek na tabletki.
Po miesiącu wyszłam do domu. Jeszcze nigdy na tak długo do pracy nie wyszłam.
50MG sterydów, 100MG cyklosporyny plus rożne witamy. Jest ok,

Przed Bożym Narodzeniem trochę gorzej, muszę na oddział wrócić. Dodajemy Metothrexat (chemia w tabletkach (teraz już 25mg).
Jest okej.Mijają dni.. jesteśmy w styczniu. Plus 10 kg, trądzik i różne takie uboczne od sterydów, ale przynajmniej nie gorączkuję i umiem chodzić, ale przecież powoli trzeba z nich schodzić..

Jesteśmy w dniu dzisiejszym. Mieszkam z rodzicami, jestem bezrobotna, na urlopie dziekańskim. Czekam na leki biologiczne bo od półtora miesiąca gorączkuje codziennie, a ręce bolą tak, że mama podaje mi wodę w szklance z rurką bo się nie podniosę by sama się napić (godzina 6-13), nie umiem sama spodni ubrać.. wymiotuję. Wyszły wyniki na gruźlice nieokreślony. Profilaktycznie się leczę. Biorę sterydów 25mg, waga leci sama, od trzech tygodni nie wyszłam z domu. We wtorek lekarz, w środę mam się dowiedzieć czy się kwalifikuję na biologiczne.

Nie byłam przygotowana na takie życie.. Wywróciło się do góry nogami.. Nie radzę sobie.. mam 21 lat i nie zdążyłam jeszcze sporo. Nie wiem czy kiedyś będę równie wysportowana, czy będę mogła podróżować, czy będę mogła pójść na imprezę, czy będę mogła mieć dzieci przez te leki...

Chciałam się chyba wygadać.. Wiecie, jeżeli przeczytałyście wszystko to dziękuję i podziwiam, ale mam bardzo zły dzień. Bo rozmawiam ze znajomymi, a oni narzekają, że za gruba, że nie ma się w co ubrać, że jak ich starzy wkurzyli bo nie dali kasy..
A ja pragnę tylko by chociaż jeden pieprzony dzień od października nie czuć cholernego bólu.. Wariuje już od przeciwbólowych, od gorączek. Czasami trzeba się zastanowić nad wszystkim, naprawdę. Na chwile zatrzymać bo żyje się raz i nie narzekać bo póki jest się zdrowym to ma się prawie wszystko.

Pozdrawiam Was, mam nadzieję, że jeszcze tu wrócę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz